Arboretum

Bezcenny cień

 

Drzewa są niezwykle ciekawe. Warto czasem przyjrzeć się im z bliska. Warto się nimi zainteresować. Warto z nimi zaprzyjaźnić. Gdy dookoła skwar taki jak dziś, cień bezinteresownie ofiarowywany przez drzewa staje się bezcenny. Jest niezastąpiony. Jest orzeźwiający. Staje się istnym ratunkiem przed palącym słońcem.





Poznańskie arboretum leży blisko Akademii Rolniczej, a niedaleko Parku Sołackiego. Idąc przez ów park można tam bezkolizyjnie dotrzeć. Po drodze przechodzi się przejściem pod biegnącą górą wielopasmówką. Bardzo wygodne rozwiązanie. Dzięki temu przejściu nie trzeba obchodzić dookoła, aby na odległym przejściu po pasach przeprawić się na drugą stronę. Tuż za owym krótkim i niskim tunelem skręcam w prawo podchodząc nieznacznie wyasfaltowaną aleją pod górę. Po jakichś dwustu metrach docieram do furty. Naciskam klamkę i wchodzę. Jestem na miejscu. Jest możliwość przyjechania tu rowerem. Parędziesiąt metrów od wejścia oczekuje nas stojak rowerowy. Możemy tu względnie bezpiecznie swój pojazd pozostawić. Dalej wolno nam już tylko poruszać się o własnych siłach. Jakiż zresztą miałby sens spacer z wysokości siodełka w rowerowym pędzie? Ani to widać za wiele, ani wygodnie przemykać wąskimi alejkami pod nisko zwieszonymi gałęziami.

Park nie jest jakoś bardzo duży, Nie o obszar zresztą tu chodzi, ale o bogactwo drzew i krzewów klimat tego parku tworzących. Kilka krętych alejek przeprowadza nas na różne po całym obszarze pozwalając poznać tajniki nagromadzonej tutaj zieleni. Zgubić się tu nie da, co nie oznacza, że nie ma tu niczego ciekawego do oglądania. Arboretum kryje wiele ciekawostek czekających na ich odkrycie. Na ich dostrzeżenie. Na zafascynowanie się nimi. Jednym się to udaje, inni wciąż przechodzą obok niczego nie dostrzegając.

Dziś spotkałem kota


2012-05-08

Poznań


wypełzł znikąd jak to zresztą koty mają w zwyczaju
przystanął w sposób jaki się tylko kotom przydarza
ciekawym łypnął okiem tu i ówdzie
bury w jasne prążki młody

wyszedł na zwiedzanie świata
licząc po cichu na udane łowy

po chwili rozpłynął się niczym mgnienie oka
każdy z nas w swoją podążył stronę
on szukać pierzastego w trawie
ja nasłuchując sercem słów wiersza tego

Adam Gabriel Grzelązka

Cztery pory drzew

 

Warto zaglądać tutaj o różnych porach roku, nie tylko wiosną, kiedy to największy urok kwiecia i najgłośniejszy ptasi świergot. Chociażby samej wiosny początki. Każde drzewo, każdy krzew w sobie właściwym momencie wypuszcza swe pierwsze zieloności. A jakież przy tym kolorów i kształtów bogactwo. Doprawdy nic nudnego w tej niepowtarzalności. Opisać to trud próżny, a przy tem nieosiągalny. Trzeba oczami własnymi. Trzeba tego całym sobą doświadczyć. Dotknąć, powąchać. Zafascynować naocznie. Posłuchać.

Zieleniej, coraz zieleniej, aż w końcu wszędzie mniej lub bardziej nieprzenikniona gęstwina. W niej to schronienia przed ciekawski okiem naszym ptaków i wiewiórki szukają. Warto podejść bezszelestnie jak najbliżej i możliwie jak najdłużej pozostać w bezruchu. Przy odrobinie wprawy, szczęścia i nade wszystko wytrwałości niejedno parkowe dziwo będzie nam dane ujrzeć całkiem z bliska. Się o nie otrzeć. Niezapomniane będą to dla nas chwile. Warte włożonego wysiłku i wielokrotnych nieudanych podchodów.

Są w parku miejsca godne nazwania ich miniaturowymi łąkami. Miejsca niespecjalnie lubiane przez alergików. Rzadkość miejska, gdzie wszelkie skwery, parki i trawniczki nieustanie się przykasza, nie pozwalając niczemu w pełni się rozwinąć ani zakwitnąć. Tu zaś jest okazja zgłębienia tajemnic takich niekoszonych oaz. Bogactwo dzikich roślin z dumą prezentuje swe kwiecie, a pośród wybujałych traw uwija się istne mrowie owadów, których nazw i zwyczajów nawet się nie domyślamy. Owadzi raj.

Trudno arboretum przyrównać do parku, który ma przede wszystkim pięknie wyglądać i oferować mnóstwo przestrzeni użytkowej dla spacerowiczów. Arboretum przestrzeni takiej za wiele nie daje. Przechodniów przestrzega się przed opuszczaniem samowolnie wytuczonych dla nich ścieżek. Przez okres zimowy dostęp do niego jest mocno ograniczony, choć w przeciwieństwie do Ogrodu Botanicznego, nie jest ono zamykane całkowicie.

Arboretum nie jest także wypielęgnowanym, wychuchanym ogrodem botanicznym pełnym barw i kwiecia cieszącego oko od wiosny po jesień. Arboretum cechuje pewna dzikość, pewien nieład pozwalający drzewom i krzewom gospodarzyć się w sposób możliwie naturalny.

Jesień przynosi nową feerię barw. Nowy wystrój. Korony drzew poczynają płonąć. Wszystko uspokaja się wraz z nadejściem zimy. Najpierw giną kolory. Wszystko szarzeje, ciemnieje, czernieje. I zarazem staje się przestronne, przejrzyste, prześwitujące. Nic już nie kryje głębi przed okiem. Żadne liście. Te pozostałości tu i ówdzie nie mają już znaczenia. W końcu przychodzi śnieg. Otula swym płaszczem całą okolicę do zimowego snu.

Arboretum Kórnickie

 

Poznańskie arboretum nie jest ani tak wielkie, ani tak imponujące jak to w Kurniku. Miałem okazję w minione święta Wielkanocne pobieżnie zapoznać się z tą perłą Wielkopolski. Byliśmy tam umiarkowanie wczesnym przedpołudniem. Gdybyśmy zdecydowali się odwiedzić je porą popołudniową, pewnie by nam się odechciało stać w kolejce po bilety. No i byłoby ono dużo bardziej zatłoczone. Jest rzeczywiście piękne i ogromne. Można by się tam zaszyć na długie tygodnie i wciąż odnajdywać jakieś nowinki przyrodnicze. Zarówno wśród lokalnej fauny, jak i flory. Nie było na to jednak czasu. Nie było go nawet na dokładne spenetrowanie wszystkich ścieżek. Może uda się to kiedyś powtórzyć.

Arboretum poznańskie zostało zresztą jakiś czas temu powiększone o całkiem spory obszar. Na oko jest teraz dwukrotnie większe. Wytyczone zostały tam nowe alejki, uporządkowano teren. Minie oczywiście jeszcze sporo czasu, nim zostanie on całkowicie zagospodarowany i gdy posadzone nowe rośliny dostatecznie urosną.

Można tu napotkać całe stada kosów, szpaków. Jest spora populacja dzięcioła dużego. Raz napotkałem zielonego. Po okolicy uwija się spore stado wiewiórek. Pewnego razu zaplątał się jakiś szarak. Sikorki, wróble to stali bywalcy. Także kowaliki. Przy odrobinie uważności daje się spostrzec pełzacza. Pomiędzy kawkami i wronami oraz gawronami czasami przewinie się sójka.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Człowiek z sąsiedztwa I – Wywiad z Elą Ordyniec cz. I